Ile jesteś w stanie znieść aby pomóc seksoholikowi?
Co jesteś w stanie zrobić aby zwiększyć szanse na wygranie z nałogiem?
Co jesteś w stanie zaakceptować aby Twój seksoholik za 12 miesięcy czy 28 – zyskał kontrolę nad swoim życiem.
Czy jesteś gotowy/a na nawroty chorych aktywności?
Czy wierzysz, że może się Wam udać?
Czy jesteś w stanie wyobrażić sobie jak cudownie będzie się żyć z dala od seksoholicznego uzależnienia?
Odpowiedzi na te pytania – znasz Tylko TY! To cenne informacje. Możesz się z nami nimi podzielić lub zachować wnioski w swojej szufladzie.
Jolanta says:
cześć Klara,
może najpierw odpowiem na powyższe pytania. Właśnie dlatego, że znam na wylot swojego seksoholika moja odpowiedź jest : NIE ! To moje zdanie.
Ja jestem osobą, która boryka/ła się z „takimi” problemami. Bo okazuje się, że pogonić erotomana to jeszcze nie koniec całej historii. Wydzwania do mnie do pracy, do domu .. i wcale nie błaga o litość i tylko po to ,żeby gadać głupoty od których głowa boli i udawać ,że nic się nie stało. Fuj. Nieraz zastanawiam się czy oni wszyscy mają jakiś poradnik, który uczy kłamać i tak zniekształcenie gadać…? W każdym takim domu siedzi sobie cichy oprawca rodziny, emocjonalny kleszcz. Nikt mi nie powie,że to dobry ojciec (o mężu nie wspomnę bo wiadomo,że do bani)i że to dla dzieci itd… Z tego co piszesz Klara, ten Twój wcale się nie zmienił, tylko udaje i jak piszesz „rzekomego leczenia” to też to podświadomie czujesz. Powodzenia Ci życzę.
8 września 2014 — 2:26 pm
Zdrowiejący says:
Powiem tak.
Punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Inaczej postrzegają to osoby stojace z boku inaczej sam seksoholik. Kochamy nad zycie swoje partnerki ale to Prawda zaniedbywalismy je, tylko czy nam ktoś zaufa. jak widzicie pomimo że Bonzai wyzdrowiał to partnerka nadal mu też tak jak Wy nie che mu zaufać, poprostu się boi. To normalne z waszej perpektywy osób współuzależnionych dlatego zdrowienie w zwiazku to droga przez mękę i najlepiej korzystać z pomocy fachowca bo inaczej kroczy się po omacku. Lepiej wszystko uporzadkować bo inaczej wszystko przenosi się do nowego związku.
11 września 2014 — 10:40 am
Jolanta says:
cześć,
marne to pocieszenie, że w taki sposób kocha się swoją partnerkę (np. współżyjąc przed godziną z inną). Nikt o zdrowych zmysłach nie chce takiego „kochania”. Ale może trzeba docenić fakt, że ktoś stara się walczyć z tym problemem… Jeżeli chodzi o mnie nigdy w życiu nie zaufam.
11 września 2014 — 8:17 pm
klara says:
Z tego co napisał Zdrowiejący wynika moim zdaniem to, ze jeszcze minimalizuje to co zrobił. Jeśli w grę wchodzą zdrady, oszustwa, kłamstwa, manipulacja i robienie krzywdy najbliższym osobom, których powinno się kochac, darzyć największym uczuciem, a nie ranić psychicznie. Naprawdę możemy mówić o „zaniedbaniu”? Czym jest owe” zaniedbanie” do realnego adekwatnego chorego zachowania seksoholika w stosunku do żony, dzieci? Hmmmm. Wydaje mi się ze normą do której się każdy powinien odwoływać jest NORMALNOSC, a nie to z jakiej perspektywy kto to widzi, kto gdzie siedzi, moim zdaniem nie ma to znaczenia. Co do zaufania:wydaje mi się , że zaufanie jest ściśle związane z poczuciem bezpieczeństwa. Jeżeli nie czujemy się bezpiecznie, nie ufamy. Żeby zaufać musimy czuć się bezpiecznie, ciągła niepewność i bieżące wpadki seksoholików nie pozwalają na czucie się bezpiecznym a tym samym na zbudowaniu zaufania. Ważne jest też moim zdaniem to, że partnerki i partnerzy osób uzależnionych nie myślą tylko o sobie ale też i o dzieciach, za które są odpowiedzialni (często tylko oni). Odebrałam Cię jako osobę, która uporządkowała swoje stare życie i nie chce powielać chorych zachowań (lub nie powiela w nowym związku). Zgadzam się z fachową pomocą, ale jaka żona skusi się na bycie poligonem ćwiczebnym, by zdrowy, uporządkowany poszedł dalej? To też jest dla mnie bardzo ciekawe, bo partnerzy po takim związku z seksoholikiem, szczególnie wieloletnim nie myślą o zakładaniu nowego związku, bo mają już wszystkiego dość! Wydaje mi się ,że skupiają się bardziej na sobie by rosnąć w siłę , stawac się bardziej niezależne, samodzielne, zresztą wszystko bardziej tam gdzie jest za mało. Ale robią to dla siebie, to daje im poczucie bezpieczeństwa samej z sobą. To moja perspektywa.
1 października 2014 — 9:25 pm
klara says:
Kobiety żyjące w związkach stać na wszystko, odchodzą gdy pęka granica wytrzymałości. Chciałabym abyś odpowiedział mi na pytanie: czy po roku leczenia (rzekomego), nie powinien taki człowiek widzieć siebie wyrażniej? Czy nie powinien już zaczać czuć że się okłamuje, dalej minimalizuje i usprawiedliwia? Czy mówiąc i żądając zaufania od żony(jeszcze),nie widzi, że kłamie ale twierdzi że zasługuje na zaufanie pomimo że nie jest szczery. Dlaczego dalej widzi co chce mieć, ale nie widzi, że coś musi dać? Nie widzi zasady przyczynowo- skutkowej. Dlaczego nie potrafi zobaczyć siebie, tego kim był co robił, ale super widzi to u innych. Myślę ,że nadal jest ich dwoje w jednym ciele…. Dlaczego widzi siebie w dalszym ciągu jako zranionego jelonka, a nie widzi krzywdy jaką nam wyrządza? Chętnie nawiązała bym kontakt z osobami, które spotkało to co mnie. Klara
8 września 2014 — 9:47 am
klara says:
Dziękuje Ci za odpowiedz. Kobieta żyjąca z takim człowiekiem czasami sama nie wie „co jest co”, dzięki manipulacji jakiej doświadczamy( podszytej szczerym i szlachetnym uczynkiem). Tylko, że ja już przestałam myśleć sercem ( nie widzę tego co on chce żebym zobaczyła), decydujący głos w tej chwili ma rozsądek. Zdecydowałam się mu pomóc, ale postawiłam granice, o konsekwencjach ich złamania wiedział i ich doświadczył. Pod koniec maja wystąpiłam o separacje, która była konsekwencją jego wcześniejszych zachowań, kolejny raz postanowił za nas. Chciał szansy ratowania rodziny i ją dostał, czy to wykorzysta…. zobaczymy. Powiem Ci, że jest mi bardzo ciężko, bo uważam że na przymus robienia czegokolwiek nie zasługuje nikt. Nadal chcę mu pomóc i pomagam, ale ogranicza się to tylko do pokazania jak powinien wyglądać zdrowy związek i jak zachowują się zdrowi ludzie, co z tym zrobi-to jego sprawa. Ja mu pokazuje jak wygląda zdrowy swiat. Niestety, ma cały czas oczy szeroko zamknięte. Tak bardzo przyzwyczaił się do robienia sobie przyjemności w celu zrekompensowania sobie nieszczęśliwego dzieciństwa, że nie widzi krzywdy jaką wyrządza własnemu dziecku. Strasznie to przeżyłam co się stało, ale staram się być konsekwentna, choć tak naprawdę jeszcze zależy mi na nim-to moja słabośc….i wierzę ,że podoła jak tylko podejmie decyzję. Zastanawiam się czasami czy jestem bardziej dla niego matką czy zona-i dochodzę do wniosku, że tym pierwszym, niestety. Wiesz, jestem typem kobiety, która dopiero jak jest dobita do ziemi zaczyna się podnosić. Pomimo, że on wie ,ze może mi powiedzieć o tym z czym ma problem, zadzwonić jak ma głód i wpada w panikę, woli mówić jaki jest już zdrowy, a nie ile ma jeszcze do zrobienia i z czym ma problem. Nie umie być szczery, dla niego wszystko jest w porządku do momentu, aż ja mu nie zwrócę uwagi. Wtedy jest agresja, obwinianie, minimalizowanie, przerzucanie winy i wypieranie.Wiem, że to paskudna choroba, ale on sam musi podjąć decyzję jakiego zwierzaka karmi- tego złego czy dobrego. On to zaczął i tylko on może podjąć decyzję o zakończeniu tego, a jak bardzo będzie chciał to zobaczymy. On wie, ze może na mnie liczyć, że nie oczekuję od niego doskonałości, rozumiem chore zachowania w ciągu leczenia- ale jako zdrowy człowiek oczekuje od niego mówienia o problemie i działaniach jakie zamierza podjąć by się go pozbyć w przyszłości. On niestety chce mieć jeszcze wszystko- a to nie wchodzi w grę.
8 września 2014 — 3:23 pm